Recenzja - rozświetlająca mgiełka utrwalająca Essence Glow to Go

Hej! Jak się czujecie w Blue Monday? Czy to rzeczywiście Wasz najgorszy dzień w roku? Jak dla mnie w zasadzie nie różni się niczym od każdego innego dnia.
Dziś mam dla Was recenzję rozświetlającej mgiełki utrwalającej makijaż Glow to Go od Essence. Kiedyś myślałam, że tego rodzaju produkty warto jest używać w takich momentach gdy zależy nam by makijaż utrzymał się w nienaruszonym stanie przez dosyć długi czas, np. na weselu czy studniówce i nie sądziłam, że może się przydać w codziennym makijażu. Od jakiegoś czasu zauważyłam jednak, że dobrze jest go używać nawet na codzień, ponieważ dobry produkt zapobiegnie np. ścieraniu się podkładu z twarzy. Przez jakiś czas używałam sprayu utrwalającego z Kiko, ale coś się stało z dozownikiem i mgiełka raz leci a raz nie. Postanowiłam więc coś nowego do tego celu przeznaczonego kupić. Akurat robiłam zakupy w jednej z drogerii internetowych i znalazłam tam właśnie mgiełkę z Essence. Na stronie tej drogerii miała całkiem nieźle opinie, więc pomyślałam, że zaryzykuję i wezmę ją. Niestety od jakiegoś już czasu, o czym wspominałam w jednym z wcześniejszych postów, wg mnie marka Essence bardzo pogorszyła jakość swoich produktów, albo może ja stałam się bardziej wybredna pod tym względem. Niestety co kupię jakiś ich produkt to jestem totalnie rozczarowana. I ta mgiełka to chyba będzie ostatnia rzecz, jaką kupiłam od tego producenta. 
Jeśli jesteście ciekawe jak się spisuje ten produkt to zapraszam do dalszej części posta.
Fakty - Mgiełka rozświetlająca znajduje się w buteleczce o pojemności 50 ml. Cena ok 16 zł, ale można ją kupić w sklepach internetowych za ok 11-12 zł. 

Wg producenta - "Innowacyjny spray naprawia makijaż i zapewnia natychmiastowy połysk dzięki pigmentom odbijającym światło. Efekt zmiękczający doskonale kompensuje drobne wybrzuszenia i zaczerwienienia, pozostawiając uczucie miękkości".
Moja opinia - mgiełka niestety się nie sprawdza. Ważne jest żeby produkt dobrze wstrząsnąć przed użyciem, ale nieistotne jest czy wstrząsa się go przez 5 sekund czy przez 5 min, efekt jest taki sam, a mianowicie - białe rozświetlające kropki, ciapki na całej twarzy. Wygląda to nieestetycznie i nie wiadomo co z tym zrobić. Gdyby się to dało jeszcze jakoś rozsmarować, ale wtedy zepsujemy sobie cały makijaż twarzy. Jedyne co pozostaje, to delikatne starcie tych kropek chusteczką lub patyczkiem kosmetycznym. O utrwaleniu tym produktem makijażu też trudno mówić... Nie zauważyłam, żeby w jakiś sposób go zabezpieczał, a chyba taka jest rola fixera. 

Trudno się też go aplikuje, bo ciężko jest wyczuć, jaki nacisk położyć na spray, żeby wydobyć odpowiednią ilość mgiełki z buteleczki.

Niestety ten produkt to wg mnie bubel i totalna strata pieniędzy. Dobrze, że kupiłam go po niższej promocyjnej cenie, to przynajmniej mniejsza strata. Mgiełka Glow to Go ląduje na mojej liście bubli wszechczasów.
A czy Wy używałyście tego produktu? Jak się u Was sprawdzał? Czy możecie polecić jakiś fixer, który będzie spełniał swoje zadanie i z którego jesteście zadowolone? Dajcie znać w komentarzach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja - Blanx White Shock

Kalendarz adwentowy Makeup Revolution - podsumowanie

Recenzja - Vichy Liftactiv Collagen Specialist